Właśnie uważam, że bardzo dobry. Ona w tych ostatnich scenach w zwolnionym tępie jawi się jak święta. Dokonała wyboru dla dobra swego dziecka - przypomnij sobie dialog z Carlą. Przez cały film kibicujemy Marii, a na koniec spłaca ona pewien dług, który zaciągnęła przez grzech swojej nieodpowiedzialności. To obraz o jej dojrzewaniu. O jej drodze od grzechu (przypadkowa ciąża, konflikt z rodziną, podjęcie "pracy" mrówki) do świętości (darowanie części pieniędzy na pogrzeb Lucy, bezgraniczna miłość do dziecka, które nosiła w sobie). Na tym polega jej "pełnia łaski" i dlatego w tej pięknej ostatniej scenie w świetle holu lotniska jawi się ona w osobie prześlicznej Cataliny Sandino Moreno niczym święta w aureoli.